Rozmowa z

Weroniką Gęsicką

Monika Kozień: W ostatnich latach można zauważyć renesans popularności fotomontażu. Z czego może wynikać ta tendencja?

Weronika Gęsicka: Wydaje mi się, że bierze się ona z ogólnego zainteresowania materiałami archiwalnymi, a te często stanowią podstawę fotomontaży. Od jakiegoś czasu różne instytucje chętnie udostępniają swoje archiwa, które stają się materiałem do pracy nie tylko dla historyków i badaczy. Coraz więcej artystów sięga po tego typu źródła – są one  pretekstem do spojrzenia na przeszłość z innej perspektywy, ale też do reinterpretacji historii. Takie archiwalne obrazy umieszczone w nieoczywistych kontekstach stanowią często ciekawy komentarz do współczesności. 

 

Szeroki dostęp do najrozmaitszych zdigitalizowanych archiwów bardzo powiększył współczesną ikonosferę i jednocześnie ją zglobalizował. Już nie tylko mamy „pod ręką” własną teraźniejszość i przeszłość, ale także dzięki internetowi łatwo możemy sięgnąć po współczesne lub dawne obrazy właściwie z dowolnego miejsca na świecie. Lubisz przeglądać archiwa? Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie USA z połowy XX wieku?

Jestem miłośniczką wszelkiego rodzaju archiwów i spędzam mnóstwo czasu na przeszukiwaniu różnych internetowych zbiorów. Mam swoje ulubione miejsca, do których co jakiś czas zaglądam. Zazwyczaj są to banki zdjęć, gdzie najczęściej znajduję materiały do pracy nad moimi projektami. Fotografie stockowe posłużyły również jako podstawa cyklu Traces, w którym wykorzystałam zdjęcia amerykańskie. Zainteresowanie tym tematem wynika tak naprawdę z kilku powodów. Jednym z nich jest to, że wychowałam się w latach 90. i zapamiętałam wielką fascynację Polaków w tym czasie wszystkim, co amerykańskie. Mam wrażenie, że wręcz zalewała nas ta kultura i w pewnym momencie chyba była mi równie bliska, jak polska. Powróciłam do tej fascynacji kilka lat temu, gdy uświadomiłam sobie, że amerykańskie fotografie z połowy XX wieku, które stworzyły wiele funkcjonujących do dziś klisz kulturowych, bardzo przypominają świat, jaki widzimy teraz w popularnych social mediach. To, co wykreowane, zaczęło być nam bliższe i bardziej prawdziwe niż otaczająca nas rzeczywistość. 

 

To bardzo ciekawe, co mówisz o fascynacji USA. Czy mogłabyś odtworzyć tamten obraz Ameryki? Jak Ci się jawił ten kraj, kultura, ludzie. Miałaś ulubione amerykańskie filmy? Bohaterów? Aktorów? Styl ubierania? Co było w nim tak pociągającego?

Jako dziecko uwielbiałam amerykańskie kino z lat 50., a szczególnie musicale. Widać tam często uproszczoną scenografię, charakterystyczne malowane tła, pastelowe kolory prosto z reklamy. Wszystko jest czasami bardzo umowne, a i tak wciągamy się szybko w te historie i czekamy na szczęśliwe zakończenie, bo w końcu co może nas spotkać złego tam, gdzie każdy problem można rozwiązać, śpiewając piosenkę. To były fascynacje dziecka kolorowym i niedostępnym wtedy światem, niektóre pozostały ze mną pewnie do dzisiaj, chociaż patrzę już na nie z zupełnie innej perspektywy. Mam wrażenie, że w Polsce w latach 90. mnóstwo ludzi miało wyidealizowany obraz Ameryki jako miejsca, gdzie każdy może spełnić swój sen, a wiele filmów, popularnych w tym czasie seriali czy różnych fotografii utwierdzało w przekonaniu, że tak właśnie jest. Do dzisiaj kultura amerykańska w jakiś sposób kształtuje nasze postrzeganie świata, chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.      

 

Gdy byłam mała, wpadło mi w ręce jakieś stare czasopismo amerykańskie. Chyba z lat 50., bo pamiętam panie o taliach osy, w szerokich spódnicach na sztywnych halkach. Wszystko tam było piękne, dystyngowane i uśmiechnięte. Na jednej z ostatnich stron zobaczyłam reklamę, chyba słodyczy, już dobrze nie pamiętam, z uśmiechniętym dzieckiem. I to dziecko mnie przeraziło. Jego twarz miała w sobie coś wyjątkowo wrednego, taki złośliwy grymas. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, co się dzieje wewnątrz tych pięknych domów, wyobrażać sobie, że ciasteczka się przypalają, kubek kawy wylewa na białą koszulę tatusia. To chyba było nieuświadomione wtedy wciskanie się „realnego” w tamte sztuczne scenerie. A jak było w Twoim przypadku? Skąd wzięły się pęknięcia w tym kolorowym i szczęśliwym świecie, które są tak charakterystyczne dla Traces?

Myślę, że większość osób w zderzeniu z takim perfekcyjnym światem zaczyna w nim szukać jakichś pęknięć, żeby wydawał się bardziej ludzki i bliski. Gdy przedrzemy się przez warstwę lukru, zaczynamy dostrzegać coraz więcej takich rys. U mnie ważnym momentem w zmianie postrzegania pewnych rzeczy była podróż po Stanach, którą odbyłam kilka miesięcy przed rozpoczęciem pracy nad projektem Traces. Moim wielkim marzeniem z dzieciństwa było zwiedzenie studia filmowego w Hollywood i podczas tego wyjazdu udało się w końcu to marzenie spełnić. Wyobrażałam sobie, że jest to niczym wejście do magicznego świata, którego można na chwilę stać się częścią. Rzeczywistość okazała się niestety dużo bardziej prozaiczna, a z bliska ten czar prysnął. To samo się stanie, gdy wejdziemy głębiej w perfekcyjne obrazy, dosłownie zalewające nas każdego dnia – reklamy, zdjęcia w kolorowych czasopismach, portale społecznościowe. Z drugiej strony trudno wrócić nagle do szarej i – wydawałoby się – mniej ciekawej codzienności, bo zaczynamy coraz bardziej przyzwyczajać się do wykreowanych, lepszych wersji samych siebie i chyba nie ma już od tego odwrotu.

 

No, właśnie idealne obrazy i szara rzeczywistość. Czy współcześni ludzie potrzebują prawdy? Jaką rolę pełni obecnie fotografia, która do pewnego czasu wręcz ją uosabiała?

Fotografia została stworzona do zapisywania rzeczywistości i chyba wciąż wydaje się najbardziej obiektywnym medium. Ludzie wierzą fotografiom tak jak własnym oczom i ten pozorny obiektywizm ułatwia manipulowanie faktami. Nawet teraz, kiedy codziennie zalewają nas miliony zdjęć, z których znaczna część jest w jakiś sposób przerobiona, wciąż obraz fotograficzny daje ułudę patrzenia na odbicie świata. Nie zawsze szukamy prawdy, często kreujemy rzeczywistość wokół siebie, a tym samym przyszłe wspomnienia – to, jak będziemy postrzegani my i nasza teraźniejszość przez następne pokolenia. Może już fotografia nie ma wcale odzwierciedlać i dokumentować, ale pomagać każdemu w tworzeniu własnych mikroświatów, które złożą się kiedyś w całościowy obraz rzeczywistości.

Marzec – kwiecień 2021

 

 

Weronika Gęsicka (ur. 1984 we Włocławku)

Artystka wizualna. Absolwentka Wydziału Grafiki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz Akademii Fotografii. Posługuje się fotografią, tworzy także obiekty i instalacje. Jej dokonania zostały wielokrotnie docenione na rozmaitych konkursach, jest m.in. laureatką Paszportu „Polityki” w kategorii „Sztuki wizualne” (2019), EMOP Arendt Award (2019) oraz Foam Talent (2017). Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2008). W pracy artystycznej bazuje na archiwach, bankach zdjęć i innych obrazach wyszukanych w internecie. Wykorzystując przetwarzane, najczęściej anonimowe zdjęcia, artystka analizuje procesy zapamiętywania i zapominania, a także rolę, jaką w nich pełni medium fotograficzne. Fotografia tradycyjnie utożsamiana z nośnikiem prawdy jest w rzeczywistości skutecznym narzędziem mitotwórczym kreującym obrazy idealnego społeczeństwa, co artystka zdekonstruowała w cyklu Traces (2017), lub wzmacniającym tzw. fałszywe wspomnienia, co pokazuje w cyklu Pamiętam swoje narodziny (2018).

  • logotyp unii europejskiej

Wyszukaj