Rozmowa z
Kubą Dąbrowskim
Monika Kozień: Twoje życie związane jest mocno z fotografią. To zawód, ale także tworzony na bieżąco zapis życia prywatnego. Czy zawsze masz aparat pod ręką?
Kuba Dąbrowski: Na tym froncie nic się nie zmienia. Prawie zawsze mam aparat pod ręką. I ważne jest dla mnie, żeby nie był to aparat w telefonie. Nie chodzi o jakość zdjęć, te z telefonu są super, lubię ich „płaskość”, artefakty, kolory... Chodzi bardziej o to, żeby było to oddzielne narzędzie służące tylko do fotografowania. Używam cyfrowego kompaktu, ale nawet on wymaga ode mnie innego poziomu skupienia i dyscypliny. Już to, że nie mogę łatwo skorzystać ze zdjęć w chwili ich zrobienia, powoduje, że mam do czynienia ze wspomnieniem, spojrzeniem z dystansu, a nie z bezpośrednią obserwacją. Ten dystans jest dla mnie ważny. No i – poza wszystkim – nie chcę, żeby syn widział mnie non stop z telefonem.
Jak takie intensywne fotografowanie, tworzenie chmury wizerunków otaczającej rzeczywistość wpływa na przeżywanie tego, co się dzieje wokół? Jesteś człowiekiem angażującym się w rzeczywistość czy raczej jej obserwatorem?
Nie potrafię fotografować rzeczy, które mnie bezpośrednio nie dotyczą. Jako reporter jak najbardziej, ale do „celów własnych” muszę patrzeć na sytuację od środka. To, co robię, to pierwszoosobowa opowieść. Oczywiście „podmiotem lirycznym” nie jestem ja jeden do jeden, tylko postać opierająca się na mnie.
Jak to się stało, że Twoim językiem stał się snapshot? Przełom XX i XXI wieku, kiedy fotografowanie już nie generowało tak dużych kosztów jak wcześniej, „trzaskanie zdjęć” było bardzo popularne, ale ten typ fotografii nie wchodził do, jakby to określić, oficjalnego języka fotografii. Nie bałeś się krytyki, że usłyszysz sakramentalne: „Ja też mogę takie zdjęcie zrobić”? Jak z dzisiejszej perspektywy oceniasz rolę tego posunięcia?
To, że zdjęcia są wykonane prostymi środkami, nie znaczy, że są „trzaśnięte”. W fotografii i chyba ogólnie w sztuce interesuje mnie bezpośredniość. Pokazywanie palcem: popatrz, to jest ciekawe, to jest wzruszające itd. Jako odbiorcę w muzyce, filmie czy literaturze naturalnie też ciągnie mnie do najprostszych form. Wolę nieskomplikowany punk rock i rap z serca niż ekwilibrystyczne dziesięciominutowe solówki. To, co robię i robiłem, uważam za naturalne przełożenie tego typu energii na fotografię. Nigdy nie patrzyłem na to jak na jakiś radykalny ruch, lecz jak na najprostsze możliwe rozwiązanie.
Od czasów pojawienia się Twoich pierwszych blogów minęło już kilkanaście lat. Czas płynie, wszystko się zmienia. Ty się zmieniasz. Czy zauważasz także u siebie zmiany w fotografowaniu?
Przyczyny, korzenie i odpowiedzi na podstawowe pytania, typu „dlaczego to robię?”, pozostają dokładnie takie same, ale formy działania i narzędzia muszą się zmieniać. Najprostszy przykład: kilka lat temu zrobiłem sobie odwyk od analogu. Zaczęło mnie uwierać, że stara technologia wymusza na mnie jakiś kierunek patrzenia, że sprzęt, z którego korzystam, automatycznie kieruje mnie w stronę nostalgii. Nostalgia jest w fotografię wpisana, ale robiąc zdjęcia, chciałbym dokumentować współczesność i tym samym dostarczać sobie i innym źródeł nostalgii na przyszłość, a nie nurzać się na bieżąco we wspomnieniach. Zależy mi na tym, żeby umieć robić ciekawe i wzruszające zdjęcia w nowoczesnym tramwaju lub pociągu, a nie tylko w starym malowniczym PKS-ie z brązową firanką.
Jaką rolę fotografii widzisz współcześnie? Czym ona właściwie jest teraz? Czym może być?
Myślę, że dzisiaj nie da się mówić o jednej „fotografii”. Jest jej na świecie tyle, że zawsze wymaga jakiegoś dodefiniowania. W ogarnięciu tego bałaganu pomaga mi myślenie o tym, że fotografia jest językiem. Kiedy myślimy o języku polskim, to wiemy, że chociaż i konstytucja, i wiersz, i reportaż, i wezwanie do ZUS-u są wydrukowane na papierze i podlegają tym samym zasadom gramatyki i ortografii, to jednak zupełnie różne sprawy. Na ogół czym innym jest wiersz, czym innym napis na murze, a czym innym status na Facebooku. Z fotografią jest podobnie.
Maj 2021
Kuba Dąbrowski (ur. 1980 w Białymstoku)
Fotograf. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego (socjologia) i Instytutu Fotografii Twórczej w Opawie. Jeden z pionierów fotoblogów w Polsce, autor bloga accidents will happen (accidentswillhappen.blogspot.com, 2005–2009), autor fotobooków: Western (2010), Little Sweet Lies (2012), 113,604 Stray Dogs (2013), Film obyczajowy produkcji polskiej (2014).
Zajmuje się fotografią komercyjną (m.in. współpracuje z różnymi czasopismami, jest fotografem mody), pisze felietony o fotografii oraz realizuje niezwykle sugestywny „dokument w osobie pierwszej”, jak sam to nazywa. Jest fotografem totalnym, za sens swojej działalności uważa dokumentowanie otaczającej go codzienności. Reprezentuje współczesne podejście do dokumentu, odległe od utopijnej wizji obiektywnego i bezosobowego rejestrowania świata.